25 czerwca 2003, 23:05
naprawde zrobilam cos okropnego...rozumiem jego reakcjce...w platalam sie w niezle gowno....on nie moze sie z tym pogodzic...powiedzal ze nie chce mnie znac...zalamalam sie kompletnie...a dzis bylam zmuszona spedzic z nim caly dzien...zaciskalam tylko zeby i nie plakalam...moje zly ani jemu ani mi nic nie pomoga...albo on mnie zaakceptuje albo nic z tego...nie moge go zmusic by mnie zrozumial...poprostu on jest waniejeszy od wszystkiego i nie chce go stracic...bo go kjocham i nie moge bez niego funkcjonowac...zyc...mam tylko ostatnie zyczenie chce poczuc jego milosc...bo napewno mnie kocha...tak samo jak ja go...ale stoi cos pomiedzy nami....i ja jego obawy rozumiem...to jest tylko moja wina....ale przy nim poznalam szczescie....