28 maja 2003, 14:40
tak wreszcie go zlapalam i mamy pogadac..ale ja juz chyba mam tego dosc nie chce....z nim byc na sile boje sie ze bedziemy sie klocic czesciej...nie chce z nim byc z przyzwyczajenie...wiem bede wyc i sie dolowac...ale to moze lepsze rozwiazanie bo ta sytuacja mnie dobija...to nie jest przyjemne gdy raz spedzamy przyjemnie wieczor ja jestem w niebie...a drugiego dnia sie drzemy jak pies z kotem....moze juz czas zeby sie wziasc w garsc i miec to za soba...coz pocierpie...ale moze jestem do tego stworzona...bo ostatania sytuacja sie strasznie przejelam..a on uwaza ze to tylko male spiecie...ja tu od zmyslow odchodze bo nie daje znakow zycia..robie wszystko by sie z nim skontaktowac i porozmawiac...o tym ze mi przykro...a on nic nawet odezwo...dobra moze nie wie moze nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji...ale co ja mam robic...i tak juz zlamalam moje zasady i chce to naprawic...a on sie zachowuje (moze naprawde nieswiadomie chodz w to niewierze) jakby mnie olal i sam nie wie co z soba zrobic.....mam nadzieje ze to sie wyjasni i to niedlugo....jesli mamy byc ze soba to bedziemy....a jesli nie to sie rozstaniemy.....niema trzeciego wyscia niema kompromisu.....